Regionalizmy są wyjątkowymi słowami, które występują tylko w określonych częściach naszego kraju i niezwykle różnicują mowę jego mieszkańców. Oczywiście, nie wzięły się jednak znikąd. Ich występowanie jest uwarunkowane wieloma czynnikami, wśród których jednym z ważniejszych jest polityka. Występowanie mnóstwa słów może być uzależnione od pewnego pojedynczego wydarzenia, czego dobrym przykładem jest w tym wypadku Kongres Wiedeński z 1815 roku. Ta międzynarodowa konferencja, która ustalała europejski porządek i wyznaczała granice państw po okresie wojen napoleońskich, w dużym stopniu wpłynęła nie tylko na historię, ale również na język Polek i Polaków.
Słupy graniczne, które powstały na mocy jej ustaleń, na prawie 100 lat podzieliły wiele sprzężonych ze sobą ziem historycznych, dotąd jednolitych. Tak naprawdę prawie każda kraina geograficzna została podzielona. W większości przypadków w tym dzieleniu brali udział Rosjanie (chyba tylko Mazowsze pozostały w jednych, właśnie rosyjskich rękach). Małopolską podzielili się z Austriakami, a Kujawami i Wielkopolską z Prusakami. O podziale tego ostatniego regionu i różnicach, które to zdarzenie spowodowało, opowiem dzisiaj.
Wielkopolska jako kraina historyczna jest nierozerwalnie związana z Polską. Gniezno, pierwsza stolica Polski pokazuje, jak ważne były te ziemie z polskiej perspektywy. W 1815 roku doszło jednak do ich podziału. Większość ziem zajęły Prusy, jednak wschodnie rubieże przypadły carowi. Obecne powiaty koniński, kaliski czy kolski, a także spora część słupeckiego i tureckiego, bo o nich mowa, należały przez wieki do Wielkopolski. Jedną decyzją na prawie stulecie trafiły pod inną władzę, co wpłynęło na językowe zróżnicowanie tego jednolitego kulturowo dotąd obszaru.
Najbardziej widoczną różnicą jest nazewnictwo rodzeństwa rodziców. Formy kuzyn lub kuzynka na terenie zaboru rosyjskiego przyjęły formę rodzeństwa ciotecznego. Córka brata mamy to siostra cioteczna, a syn tego brata to po prostu brat cioteczny. Która forma była w Wielkopolsce powszechniejsza wcześniej? Ciężko powiedzieć.
Wiele słów charakterystycznych dla Polski centralnej, a więc ziemi sieradzkiej, łęczyckiej czy wieluńskiej także przestaje być używane w miejscu, gdzie do 1914 roku stały słupy graniczne. W Koninie czy Kaliszu na pejoratywne określenie nóg powiemy kulasy bądź kulosy. Wariantem, który zdaje się dominować po drugiej stronie ówczesnej granicy zdają się być syry. Podobnie ma się sprawa pewnego niezwykle miłego owada, zwanego we wschodniej Wielkopolsce skorkiem zamiast szczypawką bądź szczypawicą, jak robi się to w jej pozostałej części. Także na zaborczej granicy kończy się obszar, gdzie, zamiast tęsknić za kimś, możemy powiedzieć, że się nam za kimś przykrzy (czyli obszarze dawnego zaboru rosyjskiego).
Podobnym przykładem jest określenie na opryszczkę, które poza pruską częścią Wielkopolski nazwać można zimnem. Niemal identycznie wygląda nazewnictwo zamka błyskawicznego, który w carskiej części Wielkopolski jest ekspresem.
Naturalna granicą dla słów ze wschodniej Wielkopolski jest zatem granica zaboru. Działa to jednak także w druga stronę. Spora część słownictwa pruskiej części Wielkopolski przestaje być używana, gdy tylko miniemy miejsca, w których stały zaborcze słupy graniczne. . Mamy więc pamperka, czyli określenie zabawkowego ludzika czy czasownik kukać o znaczeniu zerkać. Osoby ze wschodu regionu na określenie zabawkowego ludzika nie użyje słowa pamperka, a zerkając, nie powiedzą, że kukają. Tak samo jest ze ścieleniem łóżka. W większości Polski łóżko można pościelić (w pewnej części także pościelać), ale w części Wielkopolski, która należała do Prus, łóżko można co najwyżej zrobić. Typowo wielkopolski jest też zwrot nadusić, a więc nacisnąć. (Co interesujące, słowo „nadusić” pojawia się też pod Chełmem w województwie lubelskim). Podobnie rzecz się ma z osobą przynoszącą dzieciom prezenty z okazji świąt Bożego Narodzenia. Wielkopolski Gwiazdor jest gwiazdorem tylko w jego pruskiej części. W tej carskiej zmienia się w Świętego Mikołaja.
Granice zaborów odcisnęły swoje piętno nie tylko na słownictwie Wielkopolski, ale i na zwyczajach. Weselny obyczaj polterabendu, czyli tłuczenia szkła przed domem panny młodej, występuje tylko w pruskiej części Wielkopolski. W Kaliszu i Koninie prawie nikt go nie praktykuje.
Oczywiście, od odzyskania niepodległości przez Polskę minęło ponad sto lat i rozdzielone tereny zaczęły łączyć się na nowo, przez co słownictwo regionalne zaczęło ponownie na siebie oddziaływać. W konsekwencji w promieniu kilkudziesięciu kilometrów do dawnej granicy słowniki znów zaczynają się przenikać. Mimo to podział ten jest nadal niezwykle widoczny, a rozbiorowe różnice zacierają się bardzo powoli.